1_Kijowska 1

Kijowska 1

Okruch Chanajek, jeden z ostatnich, prawdziwy szczęściarz. Budynek stał pusty przez trzy dekady i w końcu ma szansę na życie. Przed wojną służył jako fabryka, z ciekawym pomysłem na organizację pracy. Jeśli ktoś sądzi, że coworking to koncept współczesny, to się myli.

Co było. Historia posesji i losy jej mieszkańców

Jeszcze w XVIII wieku rozciągały się tu uprawne pola, należące do mieszczan. Gdy jednak w XIX wieku miasto stawało się za ciasne wobec napływu ludności, a zabudowa zaczynała się wylewać na przedmieścia, wokół gruntów zaczął się ruch. Zamożniejsi skupowali wąskie pasy ziemi, scalali je w większe, dzielili na działki i sprzedawali z zyskiem.

Jedno z takich pól od braci Janiszewskich (Władysława, Feliksa i Jana) w 1859 roku nabył  Szmaria Rozenblum, z czasem dokupując kolejne. Grunty skupowała i scalała też córka Szmarii, Chinka Czechowska, następnie je podzieliła i ogłosiła wyprzedaż. W 1889 roku plac od Chinki kupili Berko i Chaja Leszesowie. W dokumentach zakup ziemi przy ul. Błotnistej (obecna Młynowa) obwarowano zapisem: między nią a sąsiednią parcelą musi zostać pusty pas – na przejazd. Tak powstała nowa ulica: Zaułek Błotnisty, od 1907 roku – Kijowska.

Berko Leszes (w chwili zakupu niespełna 25-letni) przybył do Białegostoku z Krynek. Jak inni napływający do miasta rzemieślnicy – z nadzieją na łut szczęścia w przemyśle i własny biznes. W rok po nabyciu działki Leszesom rodzi się pierwsze dziecko (z ośmiorga), a po kolejnych dwóch latach, w 1892 roku, na działce budują drewniany dom. W nim tworzą też tkalnię sukna.

I radzą sobie chyba nieźle, skoro w 1912 roku, na tej samej posesji, za domem budują murowaną fabrykę z żółtej cegły. Najpierw stawiają parter, po dwóch latach – piętro. Wówczas właścicielem fabryki jest już syn Berka, Szaja. Na tej samej działce zakłada też sklep spożywczy (przeniesie go potem na Rynek Kościuszki, sklepy w mieście prowadzą też jego siostry i bracia).

Fabryka Leszesów działa przez całe międzywojnie, ale – ciekawostka – na innych zasadach, niż przyjęło się myśleć o fabrykach włókienniczych. Właściciele, poza własnym przedsiębiorstwem tkackim, tworzą w gmachu coś na kształt współczesnego coworkingu – otwartej przestrzeni, wynajmowanej wytwórcom, którzy swoje narzędzia mają, ale nie stać ich na własny zakład. Są za to częścią produkcji sukna: jedni przędą, drudzy tkają, kolejni tkaninę wykańczają i farbują.

Wedle ksiąg adresowych w latach 30. w fabryce działały m. in. tkalnie D. Abramo-wicza, Galanta, H. Dydaka, I. Jasionowskiego, F. Morgenszterna, M. Słuckiego, Sz. Wysockiego i Zilberdika. Leszesowie w swoim drewnianym domu wynajmowali też pokoje lokatorom.  

Nie wiadomo, jaki był dalszy los Leszesów – najprawdopodobniej zginęli w getcie. W czasie II wojny światowej budynek fabryki zajął Komitet Białoruski. W 1945 roku posesję przejął skarb państwa i umieścił tam szkołę powszechną nr 9. W 1946 roku odnalazła się Sara Szwecka, przedstawiając dokumenty dowodzące, że jest córką  Szai i Sory Leszesów. Sąd uznał jej roszczenia i najwyraźniej zawarto porozumienie, gdyż w fabryce dalej działała szkoła.

W drewnianym domu z 1892 roku wydzielono mieszkania komunalne i użytkowano do końca lat 90. (w 2010 roku doszło do rozbiórki). W fabryce poza szkołą (przeniesioną w latach 60. na ul. Suchą) znajdował się jeszcze ośrodek zdrowia, warsztaty mechaniczne, magazyn. W 1989 roku budynek kupiła spółka Maritex, w latach 90. obiekt stał już opuszczony. I choć nie był zagospodarowany przez kolejne 30 lat, przetrwał – ochronił go wpis do rejestru zabytków z 1990 roku. Obecnie jest remontowany.

Co jest? Stan aktualny

Dwukondygnacyjny murowany budynek, wzniesiony równolegle do ul. Kijowskiej, usytuowano częściowo na wąskiej działce (0,0348 ha), częściowo na obecnym pasie drogowym ulicy Kijowskiej. Do środka prowadzą dwa wejścia od strony działki – centralne w ścianie podłużnej oraz w dobudowanym aneksie. Powierzchnia zabudowy to 219,9 m2.

Budynek nakryto dwuspadowym dachem (o drewnianym stropie i więźbie) z dwoma kominami, dobudówka z klatką schodową ma dach jednospadowy. Murowane ściany z ceramicznej cegły postawiono na fundamencie z tego samego materiału. Obiekt nie jest podpiwniczony.

Elewację frontową zdobią pilastry i gzymsy; dwuskrzydłowe okna (z naświetlem dzielonym na trzy kwaterki) wieńczy łuk. Charakterystyczną symetrię okien rozbija nieco dobudówka, której elewacja jest cofnięta w stosunku do budynku o dwa metry. Poza dwoma gzymsami elewacja aneksu nie ma elementów architektonicznych. Podobnie – ściana od strony północnej.

W elewacji od strony działki po powojennej przebudowie zaszło kilka zmian: w szeregach okien w parterze na czwartej osi wybito otwór na drzwi oraz okno w półpiętrze, pierwotne okno zaś zamurowano, pozostawiając świetlik. Tak postąpiono też z oknami parteru i piętra na piątej osi.

Budynek to własność miasta, w administracji Zarządu Mienia Komunalnego. W 1990 roku obiekt wpisano do rejestru zabytków, ma też kartę ewidencyjną zabytków. Jeszcze w 2021 roku jego stan techniczny oceniono jako zły, wykazując, że po eksploatacji w dużym stopniu kwalifikuje się do kompleksowego remontu lub likwidacji. Sprawa przybrała jednak pozytywny obrót i obecnie budynek przechodzi kapitalny remont, który ma się zakończyć w 2026 roku.

Ekspertyza techniczna Krzysztofa Kuleszy – TUTAJ

Co być może? – Perspektywy i rekomendacje

Szczęśliwie ocalona od rozbiórki posesja Leszesów, będąca w ich rękach ponad 50 lat, to dziś jedyna pamiątka po żydowskiej rodzinie, współtworzącej przedsiębiorczy Białystok przełomu wieków. Dawna fabryka to też jeden z ostatnich reliktów Chanajek, dzielnicy żydowskiej, której resztki, pozbawione ochrony, wyburzano w ostatnich dekadach. Z tej samej działki po stu latach znikł choćby stuletni dom drewniany, w którym mieszkali Leszesowie – dobrze, że przetrwał choć murowany. A teraz dostanie nowe życie.

Po  remoncie miasto chce stworzyć tu lokale usługowe i biurowe. W budynku poniekąd więc znów (jak za Leszesów, choć w innym formacie) znajdzie się przestrzeń do wynajęcia.

Remont zabytku pozytywnie oceniają i eksperci, i większość mieszkańców, cieszących się, że “obiekt w końcu ktoś remontuje”. Zdaniem wielu, trzeba za wszelką cenę ratować to, co zostało. Większość ma jednak świadomość, że sytuacja budynku jest szczególna – przed całkowitym wyburzeniem ocalił go wpis do rejestru zabytków sprzed lat.

Ten kontekst sprawia, że jeden z rozmówców, znających historię obiektu, nazwał go “szczęśliwie uratowanym”. Ale też gorzko przyznał, że tylko status zabytku rejestrowego sprawił, że “nie można go było rozebrać pod przykrywką poszerzania Młynowej”. Dziś – jak zauważa – „stoi praktycznie na samej ulicy”, co jest dowodem walki o dom i jego ocalenia.

Dawna fabryka to jeden z niewielu budynków, który po kilku dekadach bycia pustostanem ma szansę, by znów tętnić życiem i świadczyć o historii miasta.

dokumentacja fotograficzna Grzegorz Dąbrowski

Przejdź do treści