Dwieście lat temu pokaźną posesję miał tu gdzieś Frist Bauer, pruski kolonista i ogrodnik rodu Branickich. Później zaczęli osiedlać się tu Żydzi – i to od nich zaczyna się historia budynku przy Waryńskiego 11. Domek stoi jakby wbrew dzisiejszej siatce ulic. A może na straży tej dawnej?
Co było? Historia posesji i losy jej mieszkańców
Gdy spojrzymy na ciasną zabudowę okolic Waryńskiego, niełatwo jest wyobrazić sobie tu puste, rozległe przestrzenie. Ciągnęły się wzdłuż alei obsadzonej lipami (późniejszej Lipowej), z Rynku aż do wzgórza św. Rocha. Pod koniec XVIII wieku hetman Branicki wytyczył tu place pod zabudowę, a potem zaczął je rozdawać dworskim pracownikom. Tak swój majątek (największy wówczas na Przedmieściu Choroskim) dostał Frist Bauer, dworski ogrodnik. Gdzieś tu postawił dom, założył ogród. I dał początek posesji, z której z czasem wyłonił się adres: Waryńskiego 11.
W 1848 r. majątek zmienił właściciela – na licytacji kupił go handlarz sukienny – Szloma Mowsza Mazur. Prawie dwie dekady później podzielił teren między synów (Icka Lejbę, Chaima i Izraela). Ci ustalili, że każdy ma prawo do – bezimiennej wówczas – drogi, biegnącej przez środek majątku (od Lipowej do wsi Białostoczek). Właśnie tę polną drogę w 1887 roku nazwano ul. Polną, a po 1944 roku – ul. Waryńskiego.
Pod koniec XIX wieku Mazurowie zaczęli wyprzedaż ojcowizny, dzieląc ją na parcele po dwóch stronach drogi. Nabywców było sporo – Białystok rozwijał się gospodarczo, miał coraz więcej mieszkańców. Na kupionych od Mazurów działkach zaczęto stawiać domy – o różnej formie i gabarytach, zależnych od stanu portfela. Tak właśnie powoli, na przełomie wieków, formowała się zabudowa ul. Waryńskiego – choć w wielu przypadkach okoliczności wydzielenia danej nieruchomości nie zawsze są jasne.
W dokumentach dotyczących numeru 11 odnaleźć można wiele nazwisk osób oraz skomplikowanych podziałów własności w związku z tą lokalizacją. Z dostępnych źródeł wynika, że teren, na którym dziś znajduje się obecny dom, w latach 80. XIX w. kupiła od Mazurów Tauba Goldes (z domu Piłatowska). W 1910 roku właścicielem posesji był już Hendel vel Henryk Geller, do czego doszło już pewnie po śmierci Tauby (1905), być może dzięki koligacjom trzech rodzin: Piłatowskich, Gellerów i Goldesów.
Kiedy powstał dom? W tej kwestii też nie ma pełnej jasności. W 1910 roku posesję – już w gestii Gellerów – wyceniono wysoko, na blisko 4000 rubli, co pozwala na wniosek, że zachowany dom już wówczas istniał. Ale biorąc pod uwagę jego architekturę, można też sądzić, że mógł powstać już wcześniej, na przełomie wieków. Jest jeszcze trzecia wersja, podana przez powojennego zarządcę budynku – rok 1925. Ta jednak wydaje się najmniej możliwa.
Gellerowie (Henryk z żoną Bejlą i dziećmi: Wolfem, Sarą i Lubą) mieszkali tu przez niemal całe międzywojnie. Z adresem tym była związana też wówczas rodzina Mojżesza Łuńskiego, właściciela fabryki włókienniczej w Gródku (być może bywając w Białymstoku, wynajmował lokal u Gellerów). Tuż przed wybuchem wojny Gellerowie sprzedają dom rodzinie Rozentalów (Mordechaja, Matysa, Chany, Gitli i Szymona). Dwa lata później posesja znalazła się w granicach getta. Nie wiadomo, co stało się z mieszkańcami – prawdopodobnie nie przeżyli Zagłady.
Po wojnie budynek wszedł do zasobów komunalnych jako mienie opuszczone. W 1952 roku podzielono go na pięć mieszkań i taką funkcję – mieszkalną, ale i usługową – pełnił do końca lat 90. Od kilkunastu lat nie jest użytkowany.
Po wojnie wokół niego zmieniało się wszystko – wyrastały bloki, zmieniała się siatka ulic, Waryńskiego przecinano na pół (aleją Piłsudskiego), a dom trwał. Dziś, gdy stoi tak po skosie, jakby wbrew wszystkiemu, jakby wspak, zaskakując położeniem i dezorientując – przypomina nam, po prostu, że: kiedyś było tu trochę inaczej.
Co jest? Stan aktualny
Parterowy dom, usytuowany wzdłuż dawnego przebiegu ulicy Waryńskiego, wznosi się na niedużej działce (0,0337 ha). Przysadzisty budynek – o ścianach nośnych i fundamencie murowanym z cegły ceramicznej, bez podpiwniczenia – nakryty jest dwuspadowym dachem z blachy stalowej ocynkowanej. W dachu umieszczono półokrągłe świetliki i lukarny z okienkami. Powierzchnia zabudowy to 264 m2.
Dom ma trzy wejścia: główne w elewacji południowo-wschodniej (dawniej frontowej) i dwa od przeciwnej strony, w tym jedno poprzez dobudowaną niewielką sień. Układ przestrzenny nosi ślady powojennych przekształceń i podziałów. Obecnie jest w nim pięć lokali (cztery na parterze i jeden na piętrze), mają różne powierzchnie.
Budynek nadal ma drewniane okna i drzwi (obecnie wszystkie zasłonięte), drewniane są też stropy i konstrukcja dachu, a także (w parterze) posadzka. Uwagę zwracają dwuskrzydłowe drzwi (dawniej frontowe) z górną częścią w kształcie łuku i półokrągłym naświetlem. Dom ma też skromny detal architektoniczny, podkreślony zwłaszcza gzymsem koronującym.
W ścianie północno-wschodniej, w części parteru, są trzy asymetryczne okna (obecnie zamurowane), w partii poddasza – cztery. W ścianie północno-zachodniej umieszczono sześć (też asymetrycznych) otworów, w tym cztery pierwsze i ostatni to okna, piąty to drzwi. Jedyny element ozdobny na tej elewacji to podokapowy gzyms. Najprostsza ze wszystkich jest elewacja szczytowa (południowo-zachodnia) – ma tylko pięć różnych otworów doświetlających poddasze, już bez stolarki.
Stan techniczny budynku, po obejrzeniu go z zewnątrz, eksperci oceniają jako zły (dach o konstrukcji drewnianej, kominy, stolarka okienna i drzwi zewnętrzne), a nawet bardzo zły (fundamenty), z kolei w stanie średnim są ściany zewnętrzne oraz rynny. Instalacje są odłączone.
Budynek administrowany przez Zarząd Mienia Komunalnej znajduje się w gminnej ewidencji zabytków. Od kilkunastu lat jest wyłączony z użytkowania.
Ekspertyza techniczna Krzysztofa Kuleszy – TUTAJ
Co być może? Rekomendacje i perspektywy
Zaniedbany, pozbawiony ludzi budynek niszczeje. Mógłby spełniać się jako instytucja publiczna, ale stojąc w gęstwinie bloków od lat jako nieprzydatny – budzi różne odczucia. I jest źródłem kluczowego konfliktu zidentyfikowanego podczas konsultacji: potrzeba zachowania zabytku zderza się tu z palącym brakiem miejsc parkingowych.
Stąd też różne opinie mieszkańców. Część z nich docenia wartości historyczne obiektu, mówi o zagospodarowaniu budynku na cele społeczne, widzi potencjał “na przestrzeń dla dzieci z osiedla” lub „siedzibę jakiejś fundacji”. Inni, borykając się na co dzień z chronicznym brakiem miejsc parkingowych w okolicy, chcą wyburzenia obiektu. Jedna z respondentek, mieszkająca w innej części Białegostoku, podkreśliła wagę partycypacji społecznej i zaproponowała, by przeprowadzić głosowanie w tej sprawie, bowiem „trzeba usłyszeć głos ludu, który ma styczność z tym rejonem”.
Eksperci wspominają, że wedle miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego w okolicy planowana jest zieleń parkowa i niewielki budynek usługowy. Sugerują, że warto zachować opuszczony obiekt i to właśnie w nim (mimo lokalizacji niepasującej do domu) umieścić zaplanowane funkcje. Konieczny jest jednak pilny remont kapitalny (m. in. podbicie fundamentu, odgrzybienie ścian, wymiana podłóg i stropów, naprawa dachu i stolarki itd.). Ostateczną decyzję “należy jednak podjąć po ekspertyzie mykologiczno-budowlanej, popartej rachunkiem ekonomicznym i analizą wartości zabytkowej obiektu”.
dokumentacja fotograficzna Grzegorz Dąbrowski