Rzadko który obiekt w Białymstoku określany jest dziś nazwą używaną jeszcze przed wojną. O budynku przy Słonimskiej 8 do dziś mawia się po prostu: „u braciszków”, choć nie ma ich od wielu lat. Zostawili piękny gmach i piękny fragment historii społecznej. Żal, że dziś stoi pusty.
Co było? Historia posesji i jej mieszkańców
„Braciszkowie” – członkowie Zgromadzenia Braci Sług Maryi Niepokalanej – tworzyli zakłady rzemieślniczo-wychowawcze dla chłopców, uczyli ich zawodu, ułatwiali start. Do Białegostoku sprowadzili się z Zakroczymia, w 1894 roku. Szybko odcisnęli w mieście wyraźny ślad – i w tkance miejskiej, i w lokalnej działalności społecznej.
Praktycznie od początku związali się ze Słonimską – najpierw otwierając introligatornię w wynajętym domu w okolicy, a w 1907 roku kupując od Aleksandra Justa posesję z drewnianym domkiem (przy Słonimskiej 8). Otworzyli w nim Zakład Rzemieślniczo-Wychowawczy pw. św. Józefa. Ale potrzeby rosły, bractwo się rozwijało, trzeba było powiększyć siedzibę. W 1914 roku na sąsiedniej posesji, kupionej od Juliusza Kaufmana, bracia postawili dwupiętrowy murowany dom. Skupowali też kolejne działki i w latach 20. mieli już przy Słonimskiej sporą parcelę (między Wylotną a rozwidleniem w ul. Piasta).
Na połączonych działkach zbudowali młyn (na potrzeby piekarni), kaplicę, stajnię, chlew, pralnię i suszarnię, przenieśli też tam introligatornię. Mimo to ich pracę nadal ograniczała ciasnota. Dlatego bracia postanowili powiększyć istniejący dom z 1914 roku. Projekt rozbudowy zgodził się wykonać znakomity architekt – Rudolf Macura. Budynek ukończono w 1934 roku i rzeczywiście, to już była duża zmiana. W okazałym gmachu znalazły się pracownie, sale lekcyjne, aula ze sceną, internat i pokoje dla braci. W 1939 roku zakład liczył już 50 wychowanków i 50 braci. Cieszył się sympatią, białostoczanie do działań „braciszków” i ich piekarni mieli sentyment nawet po wojnie, wspominając rozchodzący się po ulicy zapach chleba.
W czasie okupacji sowieckiej zakład zamknięto, zainstalowano posterunek Armii Czerwonej i stołówkę wojskową. Za okupacji niemieckiej działały tu natomiast kasyno oficerskie, młyn i piekarnia. Wycofujący się okupanci niestety wysadzili piec, a eksplozja uszkodziła budynek. Wyposażenie niemal w całości rozkradziono lub zniszczono. Przetrwał tylko młyn.
Po wojnie część gmachu na zasadzie dzierżawy zajęło repatriowane z Wilna Wyższe Seminarium Duchowne (wśród wykładowców był również bł. ks. Michał Sopoćko, o czym przypomina tablica na elewacji). W pozostałej części nadal mieszkali bracia, prowadząc przez jakiś czas piekarnię i sklep. Jednak w 1950 roku władze upaństwowiły majątek, braci usunięto, a obiekt przekazano wydziałowi oświaty. Mimo prób, bracia nie zdołali wtedy odzyskać własności (udało się to dopiero w 1990 roku, ale w tym samym roku posesję odkupiło kuratorium oświaty).
Po upływie terminu dzierżawy w 1961 roku seminarium eksmitowano do lokali zastępczych przy ul. Warszawskiej i Orzeszkowej, a w gmachu przy Słonimskiej 8 utworzono Państwowy Dom Dziecka (po 2000 roku przekształcony w Placówkę Opiekuńczo-Wychowawczą ‘Jedynka’). Choć więc „„braciszkom” zabrano majątek i zlikwidowano ich działalność, to przynajmniej ich budynek nadal służył dzieciom – w sumie jeszcze przez 60 lat.
W latach 90. gmach przeszedł generalny remont. W 2015 roku do jego części na kilka lat wprowadziły się dwa oddziały urzędu miejskiego. W 2022 roku obiekt opuściła placówka wychowawcza, od tej pory stoi niezagospodarowany.
Co jest. Stan aktualny
Budynek jest niejednorodny, składa się z dwóch bloków ustawionych w kształt litery T – do budynku frontowego dostawiono prostopadłe skrzydło, ciągnące się w głąb działki. Obecny kształt to efekt rozbudowy sprzed 90 lat – wschodnia część bloku frontowego powstała na początku XX wieku, pozostała – po rozbudowie w 1934 roku. W efekcie bloki się różnią, m. in. liczbą kondygnacji, szerokością, układem okien. A mimo to gmach ma w sobie rodzaj harmonii.
Rozbudowa sprawiła, że również bloki składają się z kilku części. Blok frontowy to w rzeczywistości dwa różne budynki. Ten od lewej, przykryty stromym dachem, ma trzy kondygnacje i symetryczny układ okien. Drugi budynek (z prawej) ma cztery kondygnacje, dach o niewielkim spadku i asymetryczny układ okien. Dostawiony do frontu blok prostopadły jest również czterokondygnacyjny, pokrywa go dwuspadowy dach o różnych kątach spadku.
Budynek jest otynkowany, częściowo podpiwniczony. Ściany konstrukcyjne i działowe oraz kominy wymurowano z cegły ceramicznej. Płyty balkonowe, biegi klatek schodowych oraz daszki nad drzwiami wejściowymi wykonano z żelbetu. Dachy (z wytrzymałą i odporną na obciążenia więźbą płatwiowo-kleszczową) pokryto blachą powlekaną. Wszystkie okna i drzwi balkonowe wykonano z profili PCV w kolorze białym.
Tak jak różnią się poszczególne bloki budynku, tak i różnią się nieco elewacje, jedne są mniej, inne bardziej bogate architektonicznie. Elewacja frontowa na całej długości posiada np. jednolity cokół ceramicznych płytek szkliwionych oraz okna sklepione łukami odcinkowymi. Całość podzielono wysokimi pilastrami na trzy części, wszystkie zwieńczono wysokim, czterostopniowym gzymsem. W czwartej kondygnacji, w narożniku, zachodnia ściana jest cofnięta – w niej są drzwi wyprowadzające na taras ze stalową balustradą.
W elewacji bocznej zachodniej (składającej się z trzech części) znajduje się wejście główne. Ponad parterem nadwieszono trzykondygnacyjny wykusz, wsparty schodkowymi wspornikami. Na tej elewacji znajdują się też: rustykalny fryz składający się z wnęk, dwa tarasy z balustradami oraz niewielki ryzalit.
Część elewacji tylnej południowej (też trzyczęściowej) – z wejściem do sieni – na parterze obłożono sidingiem. Na wyższych piętrach znajdują się przeszklone drzwi balkonowe, które prowadzą na balkon i taras. W jednej z części ściany tylnej umieszczono dwuskrzydłowe, asymetryczne drzwi przykryte jednospadowym daszkiem żelbetowym. Dwuskrzydłowe drzwi z takim też daszkiem znajdują się również na dwuczęściowej elewacji bocznej (wschodniej). Pod oknami umieszczono schody prowadzące wzdłuż ściany do piwnic. Osłonięto go także jednospadowym daszkiem wspartym na konstrukcji stalowej.
W 1995 roku budynek przeszedł gruntowny remont (wyremontowano elewacje, wymieniono stropy drewniane na ogniotrwałe, stolarkę okienną i drzwiową oraz pokrycie dachu). Obecnie obiekt zabezpieczono przed dostępem do wnętrza, eksperci poddają ocenie więc jedynie elementy zewnętrzne. Niemniej po 30 latach od remontu budynku, oceniają jego stan techniczny jako dobry (fundamenty, kominy, pokrycie dachu, stolarka okienna). Jako średni oceniono stan ścian (wskazując wyblakły kolor czy zacieki).
Budynek znajduje się na obszarze wpisanym do rejestru zabytków, ujęty jest w gminnej ewidencji zabytków. Obiekt należy do miasta, obecnie jest nieużytkowany.
Ekspertyza techniczna Krzysztofa Kuleszy – TUTAJ
Co być może. Perspektywy i rekomendacje
Ostatni lokatorzy wyprowadzili się całkiem niedawno, budynek wygląda nieźle, dlaczego więc stoi niezagospodarowany? – zastanawiają się białostoczanie. A wielu z nich leży na sercu przyszłość obiektu – jego historia jest wciąż żywa we wspomnieniach. Gmach wzniesiony na przesmyku łączącym centrum z Bojarami, doczekał się nawet monografii pt. “Dom pachnący chlebem” ks. Adama Szota.
Dziś dom „u braciszków” to jeden z najbardziej charakterystycznych i najlepiej rozpoznanych historycznie obiektów zabytkowych na terenie Białegostoku. Jest interesujący i cenny zarówno ze względu na swoje dzieje, jak i modernistyczną architekturę lat 30. Trzeba go chronić, nie dopuścić do dewastacji i znów tchnąć w niego życie.
Tymczasem obecne wykorzystanie obiektu jest nietypowe i budzi niepokój. Jak zrelacjonował podczas konsultacji jeden z mieszkańców, budynek jest regularnie „szturmowany przez policję i inne służby specjalne, które robią tam ćwiczenia, niszcząc obiekt”. Tego typu działania przyczyniają się do dalszej dewastacji zabytkowego budynku.
Wedle niektórych mieszkańców budynek najlepiej nadawałby się na siedzibę urzędu, adaptacja choćby na mieszkania byłaby zbyt kosztowna. Są też zwolennicy utworzenia tu instytucji kulturalnej. Jedna z mieszkanek wspomniała o „swoim naiwnym i nieekonomicznym marzeniu – bojarskim klubie, przyjaznym, pełnym życia, z jasną kawiarnią na dole i zielonym balkonem na ostatnim piętrze, który przecież jest genialny. A w środku: wystawy, spotkania, koncerty. Miejsce otwarte i na młodzież, i na seniorów”.
dokumentacja fotograficzna Grzegorz Dąbrowski