Znany malarz, nauczyciel, biznesmeni… Cóż za barwna gromada mieszkała u Rejzli Wajnrach! Dziś jej dom to opuszczony, niemy świadek – nie tylko żydowskiej historii Białegostoku, ale i dawnego urbanistycznego układu, tak drastycznie rozbitego przez Aleję Piłsudskiego.
Co było? Historia domu i losy jej mieszkańców
Powojenne wyburzanie i bezlitosne przecinanie pierwotnej zabudowy dwupasmówką zmieniło w tej okolicy wszystko: historyczną tkankę miejską, układ ulic, adresy. W efekcie tylko gdzieniegdzie, pośród blokowisk, zostały samotne wyspy – relikty dawnego miasta. Jest nim też i dawna czynszowa kamienica, z przypisanym współczesnym adresem Piłsudskiego 20B. Przed wojną adres miała inny – była częścią pierwotnego przebiegu Częstochowskiej. Po wojnie bieg ulicy się zmienił, dom został. Już z nową tabliczką.
Nim jednak przedsiębiorcza Rejzla zbudowała tu dom, parcela miała różnych właścicieli. Pierwszym była katolicka parafia, która teren dostała w 1581 roku od właścicieli miasta – Wiesiołowskich. Od tamtej pory grunty przy późniejszej Częstochowskiej, wraz z całym kwartałem między ul. Polną, Nowy Świat i Lipową, były własnością Kościoła przez 300 lat.
Na początku XX wieku, parafia potrzebuje pieniędzy, by dokończyć budowę kościoła farnego. Zbywa więc majątek przy Częstochowskiej (ponad 20 parceli). W 1904 roku na publicznej licytacji niemal wszystkie kupił zamożny właściciel cegielni, Konstanty Łuszczewski. Kilka lat później w 1911 roku bezdzietnie zmarł, zaraz potem jego żona. Spadkobierca, bratanek Konstantego, Witold Jan Łuszczewski (późniejszy wiceprezydent białostocki) już w 1912 roku trzy place sprzedaje Rejzli Wajnrach. Ulica przy nich, powstała z zaułka (dojazdu wiodącego do parceli) nosi już nazwę Częstochowska.
Nie wiadomo czym zajmowała się Rejzla wraz z mężem Fiszelem, na pewno jednak byli zamożni: mieli już murowany dom na pobliskiej Polnej, mieli też środki na nową parcelę i nową budowę. Ledwie rok później (1913-1914) przy Częstochowskiej 11 Wajnrachowie stawiają murowany dom. Część zajmują sami, część wynajmują lokatorom.
A gromada to różnorodna, różnych zawodów i pasji, najczęściej zamożna. W latach 20. mieszkał tu choćby znany malarz białostocki Oskar Rozanecki, dekorator Teatru Palace i współtwórca teatru Gilarino. W czasie okupacji niemieckiej znalazł się w getcie w tzw. komandzie kopistów – artystów kopiujących wybitne dzieła na zlecenie Oskara Steffena. Zagłady nie przeżył.
Pod tym samym adresem mieszkali też m. in.: Wolf Goldsztejn (nauczyciel w Hebrajskim Gimnazjum Koedukacyjnym), Zofia Arciszewska (adiunkt kancelarii Izby Skarbowej), Łazarz Kagan (członek zarządu fabryki sukna), Zofia Hurwicz (właścicielka sklepu piśmienniczego), Izrael Kaczalski (współwłaściciel tartaku parowego), Jakub Ajzensztadt, (współwłaściciel garbarni). I wielu innych.
Rejzla i Fiszel Wajnrachowie byli właścicielami kamienicy przez ponad ćwierć wieku, do lat 30. Na początku lat 40. w dokumentach znaleźć już można nowych właścicieli – Mojżesza i Zofię Machajów. Brak aktów kupna sprzedaży posesji może wskazywać, że Machajowie majątek odziedziczyli na drodze spadku lub rodzinnych koligacji.
W czasie II wojny światowej kamienica znalazła się w granicach getta. Tuż po wojnie – jako mienie opuszczone – przejął ją Tymczasowy Zarząd Państwowy, a potem władze miejskie. Jako obiekt komunalny był zamieszkany do końca lat 90. Dziś to niestety pustostan.
Co jest? Stan aktualny
Murowany dom z roku 1894 roku lub 1913 (w dokumentach ewidencyjnych pojawiają się dwie daty) zbudowano równolegle względem nieistniejącego dziś już przebiegu ul. Częstochowskiej. Po przekształceniach pierwotnego układu dróg dom jest dziś usytuowany pod kątem 45 stopni w stosunku do współczesnej zabudowy oraz do Alei Piłsudskiego. Dwukondygnacyjny budynek wznosi się na działce o powierzchni 0,0545 ha. Powierzchnia zabudowy to 368 m2.
Kamienica nakryta jest niskim dwuspadowym dachem, pokrytym ocynkowaną stalową blachą. Ma nieużytkowe poddasze, nie jest podpiwniczona. Ściany nośne i fundamenty wymurowano z cegieł ceramicznych. Jednorodny stylowo dom, z fasadą nawiązującą do późnego klasycyzmu, przyciąga oko symetrycznym rozplanowaniem elewacji frontowej i tylnej. Tę pierwszą wyróżnia ozdobny ryzalit w części środkowej (z dużym oknem, doświetlającym klatkę), tylną – dobudowany ganek, z szerokimi schodami. Na obu elewacjach są też balkony.
Najwięcej detali architektonicznych znajdziemy na ścianie frontowej: dekoracyjne gzymsy, ładne obramowania okien i drzwi, wykusz zwieńczony frontonem. Elewację dzieli sześć pilastrów podtrzymujących profilowany gzyms podokapowy, poprzedzony gładkim fryzem. Nad dwuskrzydłowymi drzwiami znajduje się wielokwaterowe okno o zaokrąglonych narożach. Elewacje boczne są ślepe.
Do środka prowadzą dwa centralne wejścia: od frontu i od tyłu. Jest też wejście trzecie (na trzeciej osi od północnego zachodu), poprzedzone gankiem i schodami. Prowadzą do jednego z czterech mieszkań parteru, z kolei na piętro, do czterech lokali, wiodą dwie klatki schodowe.
W budynku zabezpieczonym przed dostępem do środka, ocenić można tylko elementy zewnętrzne. Wedle ekspertów w najlepszym stanie (średnim) są fundamenty i ściany zewnętrzne. W złym stanie jest pokrycie dachu oraz kominy. Natomiast w stanie bardzo złym jest stolarka okienna i drzwiowa oraz rynny. Instalacje są odłączone.
Budynek administrowany przez Zarząd Mienia Komunalnego znajduje się w gminnej ewidencji zabytków, ma kartę adresową GEZ i kartę ewidencyjną zabytków architektury i budownictwa.
Ekspertyza techniczna Krzysztofa Kuleszy – TUTAJ
Co będzie? Perspektywy i rekomendacje
Ponadstuletnia kamienica – od wyprowadzki ostatnich mieszkańców przed ponad 20 laty – stoi zamknięta na głucho. Niezagospodarowana, nieremontowana – niszczeje. Niczym element innej układanki wciśnięty między bloki, pod innym kątem, z innej epoki, zdaje się być odrębnym, nikomu niepotrzebnym światem. A przecież ta jedna z ostatnich pamiątek po społeczności żydowskiej, w obrębie dawnego getta, do której znów, na różne sposoby, mogłoby wrócić życie. Niestety, jego przyszłość jest zagrożona.
Budynek jako pustostan stoi już tak długo, że wielu przechodniów nie zdaje sobie sprawy, co w niej kiedyś było – nie tylko w przeszłości, ale i po wojnie. Tylko niektórzy są w stanie podzielić się fragmentarycznymi wspomnieniami o dawnych lokatorach, np. rodzinie brukarza z pięciorgiem dzieci czy referencie sądowym – bracie babci jednej z rozmówczyń.
Dla wielu mieszkańców niejasna jest sytuacja własnościowa budynku – pojawiają się więc sprzeczne informacje: jedni wskazują na miasto jako właściciela, inni słyszeli coś o prywatnym właścicielu pochodzenia żydowskiego, który mieszka za granicą.
Spolaryzowane są też propozycje na temat przyszłości budynku. Z jednej strony podczas konsultacji niektórzy wskazywali na pilną potrzebę remontu, a potem przeznaczenia domu na cele mieszkalne lub społeczne. Z drugiej strony wielu rozmówców uważa, że budynek powinien zostać wyburzony ze względu na wysokie koszty renowacji.
dokumentacja fotograficzna Grzegorz Dąbrowski